Nepal rowerem Egzotyczna przygoda na rowerze

29sie/100

Z Delhi do Kathmandu

Biuro do nadawania przesylek13 godzin w pociagu, 5 godzin w jeepie, 12 godzin w autobusie i jeszcze przejazdzka taksowka - tak w skrocie mozna opisac nasz przejazd z Delhi do Katmandu. Przez dlugi czas nie wiedzielismy, czy dojedziemy, a przede wszystkim czy nasze bagaze dotra do miejsca przeznaczenia.

Drugie podejscie do przejazdu pociagiem z Delhi do Gorakhpur bylo bardziej szczesliwe. Juz rano zanieslismy na pociag nasze rowery i przez dluzszy czas za nimi chodzilismy. Na zdjeciu obok widac dlaczego. Terminal bagazowy byl ledwie zadaszony i kazdy mogl sie po nim poruszac. Az dziw nas bierze, ze te rowery dotarly na wlasciwy pociag, a potem na wlasciwa stacje. Gdy po 13 godzinach jazdy zobaczylismy je ponownie, odetchnelismy z ulga.

Ryksza z roweramiPotem przyszedl czas na przejazd z Gorakhpur do nepalskiej granicy w Sunauli. Pojechalismy jeepem w 40 stopniowym upale. Na przednim siedzeniu siedzialo 5 osob, nawet nie proboje zgadywac ile bylo z tylu. Grzes mial dzwignie zmiany biegow miedzy nogami i sam przyznal, ze nie czul sie z tym zbyt komfortowo.

Na granicy przyszedl czas na negocjacje z kierowcami busa, ktorzy chcieli wymusic od nas doplate za rowery. Nie dalismy sie. Znalezlismy ryksiarza, ktory wzial rowery i zawiozl nas do przystanku strazy granicznej. Zaprowadzil do niemal budy, w ktorej poproszono nas o paszporty. Dlugo nie bylismy pewni, czy to rzeczywiscie posterunek strazy graniczej. Zaczelismy sie tym bardziej niepokoic, gdy zabrano nasze paszporty. Wkrotce jednak okazalo sie, ze wszystko bylo ok, a straznik niemal ojczynym tonem poinstruowal nas, zebysmy nie wymieniali walut przed granica, bo nas oszukaja.

Na granicy nepalskiej z trudem uzupelnialismy wnioski wizowe. Zar lal sie z nieba, a pot z czola kapal na kartki. Trzeba bylo umiejetnie robic "uniki". Poznalismy tam dwie Holenderki, ktore tez jechaly do Kathmandu. Poinstruowaly nas gdzie kupic bilet na autobus, po czym razem wyruszylismy w podroz.

Rowery zamontowano na dachu, podobnie jak reszte bagazy. Przykryto je ortalionowa plachta, a nas zapakowano do srodka. Szybko okazalo sie, ze kierowca i jego pomocnicy chcieli pobic rekord Guinessa w liczbie przewozonych autobusem osob. Nie tylko obsadzili miejsca siedzace, w przejsciu ustawili lawke, ale tez wielu osobom kazali stac, a inni wsadzili na dach. Podroz miala trwac 12 godzin, wiec nie byly to przelewki. Co chwile lal deszcz, co chwile dosiadaly sie coraz to kolejne osoby. Gdy predkosc autobusu przekraczala 30 km na godzine, autobus zaczynal sie trzasc i nie wygladalo to bezpieczenie. Co wiecej w srodku bylo nie tylko ciasno, ale i potwornie duszno. Kierowca robil niezrozumiale dla nas przerwy na gorskich przeleczach, wiec rzeczywiscie 150 km pokonalismy w 12 godzin. Pod koniec tej podrozy nie moglismy juz zniesc wlasnego zapachu i jak nigdy w zyciu marzylismy o prysznicu.

Gdy dotarlismy do Kathmandu okazalo sie, ze nasze kartony z rowerami sa w stanie ciezkim i malo sie nie rozplywaja. Ortalinowy pokrowiec byl bezradny wobec intensywnych monsunowych opadow, ale zabezpieczyl bagaze przed pladrowaniem przez podrozujacych na dachu. Bylismy zdziwieni, ze nic nie zniknelo, a jak sie okazalo pozniej rowery sa w niemal nienaruszonym stanie.

Komentarze (0) Trackbacks (0)
  1. no gratulacje dotarcia do Kathmandu, no teraz to mam nadzieje ze bedzie juz tylko z ”gorki”

  2. Oby szczęście dalej dopisywało 😉

  3. 3 mam kciuki za Was, nieustraszeni wędrowcy 🙂

  4. Super że wszystko gra oby tak dalej bawcie sie dobrze

  5. Uwierz, ze nie zawsze jest z gorki 🙂 choc w przewodniku pisza, ze czasem pod gorke mozna autobusem 😉

  6. oj Sztywny….. na zdjeciu widac, ze przygotowania troche kiepsko poszly…… budzet wyprawy juz nie pozwolil na maszynke do nog? 😛

  7. Rybaku, przeciez wiesz, ze to taki malo meskie 😉 poza tym takie futerko to swietna oslona terminczna, ktora nawet w kotlinie potrafi nam sie przydac. Nie mowiac juz o planowanych okolicach Thorung La..


Leave a comment

Brak trackbacków.